Po wczorajszym incydencie Theo nie mógł się już doczekać, by się
jej pozbyć i zastąpić ją kimś bardziej odpowiedzialnym. Powstrzymując łzy, upiła łyk gorącej herbaty, żeby się opanować. Zaledwie dwa dni temu mówił tak serdecznie o ich wspólnych wakacyjnych planach. Zrobiło się jej wówczas ciepło na sercu i miała wrażenie, że należy do rodziny. Lecz dziś odnosił się do niej zupełnie inaczej – zimno i bezosobowo. Nigdy dotąd nie widziała go takim i po raz pierwszy poczuła się jak wynajęta pracownica, którą przecież w istocie jest. Wzięła się w garść. Podeszła do stołu i spokojnie usiadła. – Ja do nich zadzwonię – oświadczyła chłodno. – Zostaw mi tylko numer, a zorganizuję ci wstępne rozmowy z kilkoma kandydatkami w przyszłym tygodniu, czyli niedługo przed twoim wyjazdem na urlop. – Świetnie – stwierdził. Szybko dopiła herbatę i pojechała do siebie. Zapakowała trochę czystych ubrań i innych osobistych rzeczy, rozejrzała się po swym małym mieszkanku i pomyślała odruchowo, że nie da się go nawet porównać z wytwornym domem Thea. Zaraz jednak wyprostowała się dumnie i wzruszyła ramionami. Może jest skromne, ale za to miłe, przytulne i czyste. Zamykając frontowe drzwi uświadomiła sobie, że wróci tu na stałe szybciej niż przypuszczała – gdy tylko Theodore znajdzie bardziej odpowiednią opiekunkę. Kiedy przyjechała z powrotem, dzieci, umyte już i ubrane, uganiały się podekscytowane po całym domu. Ojciec zawołał je, pożegnał się i przykazał, żeby były grzeczne i posłuszne. Potem odwrócił się na chwilę do Lily. Przebrała się w kwiecistą letnią sukienkę z odkrytymi plecami, odsłaniającą jej smukłą szyję i ramiona, a włosy związała w koński ogon. Wyglądała czysto, niewinnie... i uroczo. Theodore spochmurniał. Powinien już wyjść, gdyż inaczej się spóźni. – Na pewno dobrze się czujesz? – spytał, kierując się do drzwi. – Już ci powiedziałam, że tak – odrzekła szybko, z trudem hamując irytację. – Dzieciom nic się przy mnie nie stanie i obiecuję, że nigdzie ich nie zawiozę. Nie musisz się o nic martwić. Wzruszył ramionami, nie patrząc na nią. W tym momencie nie myślał o dzieciach, tylko o niej. Wiedział, że dziewczyna czuje się winna i ma wyrzuty sumienia, że zapomniała o tych przeklętych proszkach. – Masz numer mojej komórki – rzucił wychodząc. – W razie czego dzwoń do mnie o każdej porze. Następny dzień minął Lily zadziwiająco szybko, choć wieczorem poczuła się kompletnie wyczerpana. Dzieci traktowały ją bardziej jak rówieśniczkę niż opiekunkę i przez cały czas miała pełne ręce roboty. Drugiego dnia wpadła Bea i zastała całą trójkę rysującą przy kuchennym stole. – No, no – powiedziała, nachylając się, by obejrzeć ich dzieła. – Jakie piękne obrazki. – Poszliśmy dziś rano do sklepu i Lily kupiła nam nowe kredki – oznajmił Alex, nie podnosząc głowy znad kartki. – A teraz będziemy smażyć naleśniki – pochwaliła się Freya. – Lily pokaże nam, jak się je podrzuca i przewraca.