- A niech mnie gęś kopnie - zdumiał się Rush. - Jeśli tak się rzeczy mają, jest to
kolejny powód, dla którego nas potrzebujesz. Powinieneś wiedzieć, że możesz na nas liczyć. - Naprawdę? - Jak najbardziej. Pomożemy ci się nią zaopiekować. - Ale będziecie milczeć, gdy ktoś o nią zapyta? - Naturalnie! - W porządku. Mogę potrzebować niedługo przyjaciół, którzy osłanialiby mi tyły. - Co tylko chcesz. - W takim razie przyjdź tu jutro w południe razem z Fortem i Draksem. Wszystko wam wyjaśnię. - Zgoda. Teraz zmykam, bo pewnie chcecie zostać sami. Ale uprzedzam, ta dziewczyna po prostu pieni się ze złości. Na twoim miejscu byłbym ostrożny. No i powiedz jej o Evie. To nie Lizzie Carlisle. Zniesie najgorszą prawdę. Alec drgnął. Nie lubił, żeby go pouczono, jak ma postępować z kobietami, lecz Rush zawsze był aż do bólu szczery. - No i nie rzucaj jej, jak to dotąd robiłeś ze wszystkimi innymi. Powiadam ci, ta dziewczyna to skarb. Lepsza ci się nigdy nie trafi. - Dobrze o tym wiem. - Rób, co chcesz, tylko jej nie rzucaj. Bo potrafi kopnąć jak koń, wierz mi - dodał kpiąco i się pożegnał. Alec zdjął frak i zamierzał wrócić do jadalni, lecz Becky go uprzedziła. - Czy lord Rushford już poszedł? - Nie martw się tym, cherie. Wróci jutro, choć puddingu już dla niego nie będzie. Becky wysączyła resztki sherry z kieliszka. - Piękny strój - zaczął ostrożnie, patrząc na jej suknię ze szkarłatnego atłasu - Z jakiej okazji go włożyłaś? - Miałam nadzieję, że będziemy świętować odzyskanie mojego domu. - Wszystko w swoim czasie. Najpierw powiedz mi, czy włożyłaś tę suknię ze względu na mnie, czy na Rushforda? - Siedziałam w nocnej bieliźnie, kiedy się zakradł do willi - prychnęła. - To była pierwsza rzecz, jaką zdołałam naprędce wyciągnąć z szafy. Prócz tego to jedna z nielicznych sukien, jakie mogę włożyć bez pomocy służącej; od dawna spała. - Rushford widział cię w nocnej bieliźnie?! - Alec zacisnął zęby. - Nie wiesz, że to znany uwodziciel? - Bardziej znany niż ty? - spytała niewinnym tonem. Spojrzeli na siebie wrogo. - Dlaczego wróciłeś tak późno? - zapytała. - Gdzie byłeś? Może tego też nie powinnam wiedzieć? A może muszę wierzyć ci na słowo? Alec zdawał sobie sprawę, że sam napytał sobie biedy. Że jego sekrety podkopały zaufanie Becky. Lecz w tym momencie mógł tylko pokręcić głową. - Wiesz, to bardzo dziwne, że każesz mi sobie wierzyć, podczas gdy, jak się zdaje, ty mi nie ufasz. - Odstawiła kieliszek gwałtownym ruchem. - Co za udręka! - Udręka? - spytał. - Czy może zazdrość? - To ty jesteś zazdrosny! Gdzie byłeś? Czy rozmawiałeś z Michaiłem? - A o czym plotkowałaś z Rushfordem? - O niczym! Przyszedł tu, bo szukał ciebie. Dotrzymywał mi towarzystwa. - I nic więcej? - Nie bądź głupcem! - Myślisz, że bawi mnie ta komedia? - szepnął jej do ucha, obejmując ją w pasie. - Właśnie w takich sytuacjach dochodzi między mężczyznami do pojedynków, cherie. - Poczuł, że cała drży. - Nie zrobiłam nic złego! - Spodobałaś mu się i wiesz o tym dobrze. - Powiódł wargami po jej szyi. - A w dodatku, moja droga, ja także to wiem. - Zostaw mnie! - Pchnęła go łokciem w pierś, ale jej nie puścił. Opór, jaki mu stawiła, nie był w gruncie rzeczy przekonujący. - Nie mam pojęcia, gdzie przez cały ten czas