- Dobrze. - Roman wstał i ruszył do drzwi. -
Zdaje mi się, że poślubiłeś kobietę, nad którą nie masz władzy. To niedobre dla szpiega i z pewnością niedobre dla męża. - Dobranoc. Do tej pory Sinclair szczycił się tym, że zwykle potrafi przewidzieć zachowanie sojuszników albo wrogów. Victoria natomiast grała według swoich zasad, całkiem dla niego niejasnych. Pociągnął łyk brandy. A może jego żona nie prowadzi żadnej gry? Z wolna utwierdzał się w przekonaniu, że małżeństwo z Vixen Fontaine jest jednym z jego najlepszych pomysłów. Jeśli nie chciał, żeby się skończyło, gdy już znajdą mordercę Thomasa, musiał lepiej ją poznać, dowiedzieć się, czego od niego oczekuje. Choć od początku budziła w nim żądzę, zamierzał przede wszystkim wykorzystać jej znajomości i koneksje w wyższych sferach. Nadal pragnął żony, nawet bardziej, odkąd posmakował jej namiętności, ale nie spodziewał się, że ją polubi, że zacznie podziwiać jej bystry umysł, ciepło i wrażliwość. Wypił swoją brandy, potem Victorii, nalał sobie kolejną porcję, aż w końcu doszedł do wniosku, że nie będzie przez całą noc przewracał się w łóżku. Poszedł do garderoby, znalazł elegancki wieczorowy strój, założył go i wyszedł z domu. Postanowił zagrać w karty w Society Club i kiedy zmierzył portiera chłodnym wzrokiem, został wpuszczony do saloniku oświetlonego kandelabrami. Podziękował w duchu Thomasowi. Gdyby nie jego reputacja, obecny lord Althorpe najprawdopodobniej zostałby wyrzucony z połowy londyńskich klubów dla dżentelmenów. - Mogę się przyłączyć? - spytał i, nie czekając na odpowiedź, zajął wolne krzesło. - A, nasz złodziej kobiet! Oczywiście, dosiądź się, Althorpe. John Madsen, lord Marley, sięgnął po butelkę porto i pospiesznie napełnił kieliszki: swój i czterech kompanów. Sinclair spokojnie zamówił nową, chyba już czwartą z kolei. Brandy krążyła mu w żyłach płynnym ogniem. - W co gracie? Jego towarzysze byliby przerażeni, gdyby wiedzieli, w jakim nastroju i stanie wyruszył na polowanie. - Zaczniemy nową rundę - odparł Marley. - To miłe z waszej strony. - Lubisz faraona, Ałthorpe? - zdziwił się Lionel Parrish. - Myślałem, że na kontynencie króluje oko. - Jestem znany z tego, że gram we wszystko - odparł Sinclair, patrząc na Marleya. - I rzadko przegrywam. John Madsen dał znak rozdającemu. - Wygraną zawsze można stracić - powiedział, kładąc dwa funty na siódemkę kier. - Chyba że się jest ostrożnym.