że jesteś dżentelmenem.
Nareszcie odrobina złośliwości. Od razu poczuł się spokojniejszy. Z taką Vixen umiał sobie radzić. - No, dobrze, co tym razem przeskrobałem? - Nic. Przyjmiemy zaproszenie? - Nie, jeśli nie chcesz. - W takim razie znajdę jakąś wymówkę. Tylko sobie pomyślałam, że chciałbyś ich wybadać. Zmrużył oczy. - O co chodzi, Victorio? Odwróciła się do niego po chwili wahania. - Co zamierzasz robić, gdy już będzie po wszystkim? - Spotkam się z moim doradcą i przejrzę księgi rachunkowe. - Kiedy złapiesz zabójcę Thomasa - uściśliła. Wytrzymał jej spojrzenie, próbując odczytać z fiołkowych oczu prawdziwy sens pytania. - Cóż, arystokraci z zasady są próżniakami. Wyraz twarzy Victorii pozostał nieprzenikniony. - Jeśli zamierzasz po całych dniach i nocach siedzieć bezczynnie, pić i grać w karty, ja... - Nie będziesz tego tolerować - dokończył za nią. - Podziwiam twoją pewność, że potrafisz zmienić świat, ale ludzkość jest bardziej zepsuta, niż sądzisz. - Dlaczego stałeś się cynikiem, Sinclairze? Co takiego w życiu widziałeś? Wzruszył ramionami. - Nie powiem. - Dlaczego? Jestem silna. - Cii. - Pogłaskał ją po policzku. - Nie o to chodzi. Splotła palce z jego palcami. - A o co? - W twojej ufności znajduję pociechę, Victorio. - Mojej ufności? - I wrażliwości. Nie chcę ich w tobie zniszczyć. Przez chwilę milczała. - To miłe, co powiedziałeś - szepnęła w końcu ze łzami w oczach. - Kiedy śledztwo dobiegnie końca, chyba spróbuję zarządzać posiadłościami Thomasa i interesami rodziny oraz postaram się nie zrobić z siebie osła w parlamencie. - Ale to już nie są posiadłości twojego brata - zaprotestowała. - Teraz należą do ciebie. Podobnie jak miejsce w Izbie Lordów, Grafton House i... - I co? - I ja. Serce zabiło mu mocniej. - A ty czego pragniesz? - zapytał. Posłała mu blady uśmiech. - Tego samego, co zawsze: być użyteczną. - Jesteś użyteczna dla mnie. Victoria zmarszczyła nos. - Dziękuję, ale niezupełnie o to... - Seenclair! Mon amouń