Następnym punktem wytyczonej marszruty był stojący w sąsiedztwie pawilon numer

  • Idzisława

Następnym punktem wytyczonej marszruty był stojący w sąsiedztwie pawilon numer

29 June 2022 by Idzisława

siedem, w którym mieszkał fizyk Lampe ze swoim lokatorem. Tu także nie spano. We wszystkich oknach parteru paliło się światło. Polina Andriejewna przypomniała sobie, że sypialnia jest od wejścia na lewo, laboratorium – na prawo. Matwiej Bencjonowicz jest zapewne w sypialni. Tropicielka uchwyciła się rękoma za parapet, nogę oparła o stopień i zajrzała do wnętrza. Zobaczyła dwa łóżka. Jedno było zasłane, puste. Przy drugim paliła się lampa, na wysoko zbitych poduszkach pół siedział, pół leżał człowiek, nerwowo kręcąc głową w lewo i w prawo. Berdyczowski! Zwiadowczym wyciągnęła szyję, żeby popatrzeć, czy w pokoju jest Lampe, i zapinka kaptura szczęknęła po szkle – ledwie dosłyszalnie, ale biedny Matwiej wzdrygnął się i odwrócił do okna. Twarz wykrzywiło mu przerażenie. Podprokurator poruszył konwulsyjnie dolną szczęką, jakby chciał krzyknąć, ale w tej samej chwili oczy uciekły mu w głąb i nieprzytomny padł głową na poduszkę. Ach, jak niedobrze! Polina Andriejewna aż krzyknęła ze złości. No, oczywiście: ujrzawszy w oknie czarną sylwetkę z opuszczonym na twarz kapturem, nieszczęsny chory wyobraził sobie, że znowu odwiedził go Wasilisk. Trzeba było, nie zważając na ryzyko, wyprowadzić Matwieja Bencjonowicza z błędu. Już się nie kryjąc, pani Polina przycisnęła twarz do szyby, przekonała się, że fizyka w sypialni nie ma, i zaczęła działać. Okno było oczywiście zamknięte na zasuwkę, ale nauczycielce gimnastyki wystarczył uchylony lufcik. Zrzuciła na ziemię płaszcz, który krępował jej ruchy, i dokazując cudów zwinności, razdwa przedostała się przez wąski otwór. Oparła się palcami o parapet, zrobiła wspaniałe salto w powietrzu (spódnica wydęła się przy tym w nie całkiem przyzwoity dzwon, ale świadków przecież nie było) i zręcznie wylądowała na podłodze. Szumu narobiła tyle co nic. Zaczekała, czy na korytarzu nie rozlegną się kroki – ale nie, wszystko było w porządku. Fizyk zapewne pogrążył się z kretesem w swoich dziwacznych doświadczeniach. Przysunęła do posłania krzesło, ostrożnie pogładziła leżącego po zapadłych policzkach, po żółtym czole, po zamkniętych w grymasie cierpienia powiekach. Zmoczyła chusteczkę w stojącej na nocnym stoliku szklance z wodą, natarła choremu skronie i wtedy rzęsy Berdyczowskiego drgnęły. – Panie Matwieju, to ja, Pelagia – wyszeptała, nachylając się do samego ucha chorego. Ten uniósł powieki, zobaczył piegowatą twarz z niespokojnie wytrzeszczonymi oczyma i uśmiechnął się. – Siostra... Jaki przyjemny sen... A władyka też tu jest? Berdyczowski odwrócił głowę, najwyraźniej spodziewając się, że zaraz zobaczy także ojca Mitrofaniusza. Nie zobaczył, zmartwił się. – Kiedy nie śpię, źle mi – poskarżył się. – Och, gdyby tak w ogóle się nie budzić... – W ogóle się nie budzić nie trzeba. – Polina Andriejewna wciąż gładziła biedaka po twarzy. – Ale teraz, gdyby pan się przespał, byłoby bardzo dobrze. Proszę zamknąć oczy i oddychać głębiej. Kto wie, może i władyka się przyśni. Matwiej Bencjonowicz posłusznie zmrużył oczy, odetchnął głęboko, spokojnie, widać już bardzo chciał, by mu się przyśnił przewielebny. Może nie jest jeszcze tak źle – pocieszyła się pani Polina. Kiedy mu się przedstawić – poznaje. I władykę pamięta. Popatrując na drzwi, pani Lisicyna zajrzała do nocnej szafki. Nic godnego uwagi: chusteczki, kilka arkusików czystego papieru, portmonetka. W portmonetce pieniądze, zdjęcie żony. Za to pod łóżkiem znalazła żółty sakwojaż ze świńskiej skóry. Przy zameczku wisiała miedziana tabliczka z wygrawerowanym nazwiskiem: F.S. Lagrange. Wewnątrz znalazły się zebrane przez Berdyczowskiego materiały śledcze: protokół obdukcji ciała samobójcy, listy Aleksego Stiepanowicza do przewielebnego, zawinięty w szmatkę rewolwer (Polina Andriejewna tylko głową pokiwała – dobry sobie ten Korowin, nie ma co, nie znalazł czasu, żeby zajrzeć do rzeczy pacjenta) i jeszcze dwa przedmioty niewiadomego pochodzenia: biała

Posted in: Bez kategorii Tagged: rosati, olaf lubaszenko córkę, marek kondrat i jego żona,

Najczęściej czytane:

ał palcem na czynne wulkany i ...

powiedział do nich: - Ciebie nazwę Wesołym, a ciebie - Ponurym. Spojrzał jeszcze na wygasły wulkan i dodał: ... [Read more...]

- Naprawdę? - ucieszyła się Tammy.

Wyglądał jak zachwycony ojciec... Więc się udało. - Nie wiem, co się za tym kryje i co on chce przez to wygrać, ale jedno jest pewne, nie może usynowić dziecka bez twojej zgody. Rozmawiałam z prawnikami. Książę bę¬dzie musiał przysłać ci papiery do podpisania. Zastanów się, ile możesz zażądać za zrzeczenie się praw do opieki nad Henrym. Dobrze to rozegraj. Musisz wyczuć, jak bardzo mu na tym zależy. Tammy wpatrywała się w ciemność. ... [Read more...]

cję. ...

- Kolację jemy na dole. Zaraz siadamy do stołu. - Ja już zaczęłam jeść. Popatrzył na nią tak, jakby miał przed sobą przybysza z obcej planety. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 poligrafiaplus.pulawy.pl

WordPress Theme by ThemeTaste