R S
- Och, Lizzie, kochanie!-Willow przytuliła dziewczynkę. - Pan Brennen i tańce nic mnie nie obchodzą! Zależy mi na tobie! Obchodzi mnie, co dzieje się z tobą i z twoim rodzeństwem. Jestem tu, by się wami opiekować. Na tym przecież polega moja praca, ale nie tylko. Uwielbiam to robić! Kocham was wszystkich bardzo! Lizzie wtuliła się w nią. Małe rączki owinęły się wokół zielonego materiału sukienki. Willow zaczęła nucić, a potem cicho śpiewać kołysankę, która zawsze uspokajała Jamiego. - Tę piosenkę śpiewała mi mamusia! - Bardzo ją kochałaś, prawda, skarbie? I na pewno wciąż za nią tęsknisz? Lizzie kiwnęła twierdząco głową, wciąż tuląc się do piersi Willow. - Ale już mniej - wyszeptała. - Odkąd ty przyjechałaś do Summerhill. Przepraszam, Willow, przepraszam, że byłam taka niedobra. Zachowywałam się tak dlatego, że bardzo się starałam, by cię nie polubić. - Nic się nie stało, kochanie. Myślę, że chciałaś zobaczyć, czy zachowam się tak jak poprzednie nianie. Czy stchórzę i odejdę, czy też możesz mi zaufać, że zostanę. Lizzie uniosła głowę i Willow zobaczyła, że dziewczynka powoli zasypia uśmiechnięta. - Zostaniesz, Willow - ziewnęła. - Wiem, że zostaniesz. Zostaniesz na zawsze. Oczy Willow zaszkliły się od łez. Wzięła dziewczynkę na ręce i ostrożnie zaniosła do sypialni. Otuliła ją kołdrą, po czym wróciła do łazienki i zamknęła się w środku. Usiadła na podłodze i oparła głowę o zimne kafelki. Miała poczucie, że jej świat się zawalił. R S Z pewnością nie, zostanie w Summerhill na zawsze. Co więcej, po dzisiejszym wieczorze była pewna, że nie zostanie tam ani dnia dłużej. Nie miała wątpliwości, że rozwścieczyła Scotta, tańcząc z Brennenem. Lizzie, Amy i Mikey po raz kolejny zawiodą się na osobie, która miała ich chronić! Gdy Camryn przyszła powiedzieć, że przyjęcie dobiegło końca, Willow siedziała w milczeniu w pokoju Amy. Opłukała oczy wodą, by nie było widać, że płakała, i starała się wyglądać na spokojną. Miała nadzieję, że podczas drogi powrotnej do domu Scott nie będzie chciał z nią rozmawiać. Scott nie odezwał się do niej ani słowem. Posadził ją co prawda z przodu, ale biorąc pod uwagę, że byli tylko we dwoje, ciężko by mu było postąpić inaczej. Ona z drugiej strony nie mogła odmówić i powiedzieć, że wołałaby usiąść w samotności na tylnym siedzeniu. Jechali w milczeniu, ale było to milczenie pełne napięcia. Spodziewała się, że zacznie na nią krzyczeć, gdy tylko dojadą do Summerhill. Scott faktycznie odezwał się, ale wcale nie był zły. - Musi być pani zmęczona. - Nie patrzył w jej stronę. Widziała jego profil w jasnym świetle księżyca. - Tak - potwierdziła. - Ale nim wejdziemy do środka, chciałabym przeprosić, doktorze Galbraith, za.