wyrzucając spalony chleb do śmieci. Wytarł
dokładnie patelnię papierowym ręcznikiem. Amy nie czekała na odpowiedź. - Wciąż jesteś pochłonięty własnymi myślami - zaśmiała się, smarując chleb masłem. Na jej znak podsunął patelnię. Zaskwierczało masło. Amy położyła drugą kromkę. - Jak idzie twój eksperyment? - zagadnęła. - Wszystko zgodnie z planem - odparł. - Miło słyszeć. - Postawiła na gazie garnuszek z zupą. - Przez ostatnie dni poznawaliśmy teren - zmieniła temat. - Masz wspaniałą posiadłość. Zatoka, ogród, mnóstwo zieleni. Naprawdę jest pięknie. Tutaj dorastaliście z siostrą? - Tak. - Oparł się o blat. - To było cudowne miejsce. Wtedy nie wyglądało tak jak teraz. Zwykły dom nad brzegiem, wszędzie zielsko i chaszcze. Moja mama całe lata strawiła na urządzaniu ogrodu. To dzięki niej wszystko tak się zmieniło. - A szklarnia i laboratorium? - Zbudował je mój ojciec - rzekł. Amy zamieszała zupę. - Opatentował kilka wynalazków i zarobił sporo pieniędzy. - Umilkł. - Tam spędził całe życie - dodał ciszej. Nie chciał poddawać się ponurym myślom, jakie nachodziły go zawsze, gdy wspominał ojca. Przypomniał sobie mamę, jej roześmiane oczy i odetchnął z ulgą. Skrzyżował ręce na piersiach. - Byliśmy późnymi dziećmi - zaczął. - Ale to nie miało znaczenia. Nasza mama była wspaniała. Chciała nam przychylić nieba. Byliśmy dla niej wszystkim. Oboje z Cynthią uwielbialiśmy ją. - Nastrój mu się poprawił. - Między nami jest tylko rok różnicy, Cynthia jest młodsza. Dlatego wszystko robiliśmy razem. Pamiętam, jak mama uczyła nas pływać. Cynthia na początku miała opory, jakoś jej nie szło. Ale się wtedy z niej naśmiewałem! Amy w skupieniu zdejmowała grzanki z patelni. - Ale w końcu się nauczyła? Zastanowiła go jakaś ledwie dosłyszalna nuta w jej głosie. Amy nalewała zupę. Dopiero po chwili rzekła: - Jest lepsza ode mnie.