Tristan nadal przyglądał się jej tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
Wcześniej włożył czarne skórzane rękawiczki. Teraz palcem przesunął po jej szyi. - Bethie - powiedział po chwili. - Opowiedz mi o swojej drugiej córce. Opowiedz mi o Kimberly. 11 Rezydencja Olsenów, Wirginia Rainie wykonała cztery podejścia, zanim znalazła dom Mary Olsen. Za pierwszym razem nawet nie zauważyła wąskiego wjazdu z ulicy gęsto zarośniętej drzewami. Za drugim razem spostrzegła wjazd, ale poprzez gałęzie nie zauważyła domu. Za trzecim razem wjechała do połowy wjazdu, ujrzała niesamowitą posiadłość i pośpiesznie wycofała się, zanim lokaj spuścił dobermany. Za czwartym razem zaparkowała przy drodze, wysiadła z samochodu i podeszła do skromnej czarnej skrzynki na listy, którą ustawiono na kutym z metalu słupku. Dopiero tutaj przeczytała numer domu. - To jakiś żart? - powiedziała nie wiadomo do kogo, po czym otworzyła teczkę z informacjami zebranymi na temat Mary Olsen i przejrzała je ostatni raz. - Hm... Z kim musi sypiać dwudziestopięcioletnia, bezrobotna kelnerka, żeby mieć taki dom? I czy taki człowiek naprawdę potrzebuje kochanki? Człowiekiem tym okazał się pewien neurochirurg, o czym Rainie dowiedziała się, kiedy podjechała pod sam dom. Doktor Olsen wyjechał już do pracy. Pierwszą rzeczą, którą lokaj - tak, lokaj! - pokazał jej w drodze do foyer, był olejny obraz dziadka doktora Olsena. Zostawił ją przed obrazem, a sam poszedł po panią Olsen. Rainie zabawiała się szacowaniem wartości elementów tego wnętrza. Pośrodku foyer stał olbrzymi, okrągły kryształowy stół z pieczęcią Lalique. 81 Oceniła go na dwadzieścia tysięcy. Pod ścianą stał inny stół. Wykonany był z drewna klonowego z wykończeniami z drewna orzechowego, a jego nogi miały kształt jak z erotycznego snu Ludwika XIV. Ten stół oceniła na piętnaście tysięcy. Pięciometrowe zasłony z brzoskwiniowego welwetu z atłasowym złotym obszyciem i kilometrami złotego sznura. Dwadzieścia tysięcy, a może nawet trzydzieści. Nie była zbyt dobra w kwestiach dekoracji okiennych robionych na zamówienie. Tak czy inaczej elementy tego pomieszczenia były warte minimum piętnaście tysięcy, daleko poza zasięgiem Rainie. Wiedziała przecież, że całe jej ciało warte było dolar osiemdziesiąt dwa lub coś koło tego. - Napije się pani kawy? Mary Olsen stała na szczycie kręconych schodów. Rainie spodziewała się, że zobaczy Scarlett 0'Harę, więc widok Mary po prostu ją rozczarował. Nie było sukni z krynoliną. Nie było wielkiej fryzury. Tylko przerażająco młodo wyglądająca dziewczyna, ubrana w sukienkę w niebieskie i żółte kwiaty w stylu Laury Ashley. Wychylała się ponad złotą poręczą i wyczekująco patrzyła na Rainie. - Chętnie napiję się kawy - powiedziała w końcu Rainie, a wśród ma murów jej głos zabrzmiał potężnie. - Bezkofeinowa czy zwykła? - Moim zdaniem bezkofeinowa jest bez sensu. Mary Olsen uśmiechnęła się, wyglądała na zdenerwowaną. Rainie stwierdziła, nie bez satysfakcji, że pani doktorowa Olsenowa bała się jej. Mary zaczęła schodzić. Obiema rękami trzymała się poręczy, co Rainie uznała za interesujące. Tak, była kelnerka mieszkała teraz we wspaniałej posiadłości, ale najwyraźniej nie czuła się z tym dobrze. Kiedy zeszła na dół, Rainie drugi raz poczuła się zaskoczona. Kobieta była o prawie dziesięć centymetrów wyższa niż Rainie myślała, miała ciemne oczy i cechy supermo¬