chwilę. - Czy Irina na pewno jest jeszcze w kraju?
Nie odesłali jej do Rumunii? - Z tego, co mówi Keenan, nie są nawet na sto procent pewni, czy dziecko pochodzi z Rumunii. Tony Patston powiedział im wszystko, co mógł na temat kobiety, która sprzedała im małą... może to mu coś pomoże w jego własnym procesie? - Sprzedała... - powtórzyła jak echo Lizzie. - Joanne Patston za wszelką cenę chciała być matką. Gdyby nie ten skurwiel Tony, dzieciak naprawdę miałby szczęście. - Rozumiem, że babcia nie ma szans na adopcję? - Jest za stara. - A na rodzinę zastępczą? - Właśnie to pani Finch sugerowała Keenanowi. - No dobrze. To chyba najlepsze podejście, jak sądzisz? - Ja zawsze się z tobą zgadzam. - I też mi w tym pomożesz? - Spróbuj mnie powstrzymać! 123 W wietrzny, ale słoneczny dzień kwietniowy, trzy miesiące po tym, jak przypadek Iriny Patston trafił na pierwsze strony gazet wskutek pierwszego z serii artykułów Liz-zie, krępą, lecz małą jak na swój wiek sześcioletnią dziewczynkę o dużych, prawie czarnych nieufnych oczach wprowadzono za rękę do jej nowego zastępczego domu. Sandra Finch, której w ciągu ostatnich tygodni pozwolono kilka razy zobaczyć się z wnuczką, mimo wszystko wciąż nie mogła się wyzbyć lęku, czy Irina po tak wielkiej traumie wczesnego dzieciństwa nie pozostanie smutnym i nerwowym dzieckiem. Niepotrzebnie się martwiła. Hol domu udekorowano balonikami i kwiatami, czekały tam także niezliczone ilości pluszowych zabawek, nadesłanych przez czytelników „Expressu", ale gdy tylko wzrok Iriny padł na kobietę, którą przez prawie całe życie nazywała babcią, nic więcej się dla niej nie liczyło. - Babciu! Sandra Finch wyciągnęła do niej ręce. Przyjęcie, urządzone pod koniec następnego tygodnia przez gazetę, było mniejsze, niż zamierzano z początku, ale Lizzie, ze względu na dobro dziewczynki, okazała się pod tym względem niewzruszona i edytor w końcu przynał jej rację. - Nikt więcej nie dostanie zdjęć - obiecał. - Z wyjątkiem rodziny - zastrzegła sobie Lizzie. - To oczywiste. Udział Lizzie i jej dzieci w przyjęciu rozumiał się sam przez się, gdyż wszyscy, a szczególnie Jack, zaangażowali się mocno w walkę o przekazanie Iriny z powrotem tam, gdzie przynależała. Jim Keenan i Karen Dean nie skorzystali z