przeprosinami za popsute plany i nawet Sophie
dostała od niego bukiecik miniaturowych różyczek na osłodę w chorobie. Lizzie była zła na siebie, że te wszystkie gesty nie robią na niej wrażenia, ale pewnie Gilly i Sophie będą uszczęśliwione, poza tym musiała myśleć o HANDS, naprawdę nie wypadało jej zmuszać męża do odwołania zaproszenia. Wprawdzie jadalnia w Marlow była bardziej imponująca, ale Lizzie lubiła i tę - dość kameralną, utrzymaną w kremowym i zielonym kolorze, ozdobioną na wieczór wysokimi liliami, które kupiła rano przy Holland Park Avenue. W Marlow każdy posiłek na mniej niż sześć osób jadło się przy dębowym stole w kuchni, jednak tutaj nawet przy dwójce gości nie było sensu się tłoczyć. Propozycja zaproszenia także Susan wyszła od Christophera i tym razem Lizzie ochoczo jej przyklasnęła, założywszy, że prawnik nie będzie podejrzewał ich o jakieś swaty. I rzeczywiście, kiedy popijając bisque z langusty, obserwowała Robina Allbeury'ego słuchającego opowieści Susan (bardziej elokwentnej niż zwykle po potężnej dawce ginu z tonikiem, który Christopher nalał jej przed posiłkiem, i po kieliszku wyśmienitego montra-cheta, który wszyscy pili teraz) o jej ostatnim katastrofalnym romansie, Lizzie musiała przyznać, że jest to człowiek w każdym calu tak czarujący, jak opisywał go jej mąż, chociaż akurat ta cecha od lat budziła w niej nieufność. - Nie powinnam w ogóle godzić się na spotkanie z nim - zakończyła Susan. - On zupełnie nie pasował do twojego dobrego gustu - dodała Lizzie. - To jakiś skończony jełop - zauważył Robin Allbeury i uśmiechnął się rozbrajająco. - Jeśli wolno mi tak się wyrazić. - Masz absolutną słuszność - odparła Susan. - Biedaczka! - westchnął Christopher. - No nie wiem. Po takim upiornym wieczorze człowiek jest niewiarygodnie szczęśliwy, jak znajdzie się w domu. - To zupełnie jak ucieczka w przerwie z opery Wagnera - rzekł Allbeury. - O tak! - zgodziła się skwapliwie Lizzie. - Zawsze mówiłaś, że nie masz nic przeciwko Wagnerowi - zdziwił się Christopher. - Kłamałam z uprzejmości. - Ale ty, Christopherze, naprawdę go lubisz, prawda? - spytał Allbeury. - Ogromnie. Oraz Richarda Straussa. Lizzie rzuciła mu chłodne spojrzenie, po czym zwróciła się z uśmiechem do gościa: - Kilka tygodni temu widzieliśmy „Ariadnę na