Nie chciała, żeby myśleli, że ich śledzi,
a poza tym cieszyła się, że jest w domu sama. Weźmie prysznic, położy się i spróbuje zasnąć. Kiedy jednak wyłączyła silnik, dotkliwie odczuła swoją samotność. Wiał lekki wiatr. Gałęzie drzew i krzewy zdawały się złowieszczo pochylać nad podjazdem, pogrążając go w głębokim cieniu. Krótka odległość od samochodu do drzwi teraz zdawała się nie do przebycia. Tańczące cienie przywodziły na myśl jakieś groźne, czające się w ciemnościach nocy istoty. Wyjeżdżając, zapomniały zapalić lampę na ganku. Oddalone uliczne latarnie nie rozpraszały mroku przed domem. Kelsey zorientowała się, że wciąż siedzi w samochodzie. To śmieszne, powiedziała sobie i wysiadła. Ruszyła w kierunku wejścia. Żaden cień nie rzucił się na nią, choć gałęzie zdawały się szeptać. Ze zdenerwowania nie mogła trafić 147 kluczem do zamka. Gdy wreszcie otworzyła drzwi, wpadła do środka i zatrzasnęła je za sobą, jakby gonił ją tygrys. Poczuła się jak głupiec. Cienie. Nigdy nie bała się cieni ani ciemności. Gdy jednak szła do kuchni, rzucając po drodze torebkę na krzesło, nie mogła się uspokoić. Miała dziwne poczucie, że nie jest sama. Ostrożnie wróciła do drzwi, gotowa wybiec stąd tak szybko, jak się znalazła w środku. Powiedziała sobie jednak, że to absurd. Dom był zamknięty, wewnątrz nic nie wskazywało na nieproszoną wizytę. Nie miała powodu, by przypuszczać, że jeszcze ktoś tu jest. Postanowiła jednak się upewnić. W saloniku na pewno nikogo nie było, chyba że miałby rozmiary mrówki. Otworzyła drzwi do drugiej sypialni, tej zajętej teraz przez Larry'ego. Weszła do łazienki i zajrzała do kabiny prysznicowej, potem sprawdziła ścienną szafę. Znów poczuła się głupio. W pewnej chwili wydało się jej, że usłyszała dźwięk, jak tupnięcie, dochodzący gdzieś z tyłu. Stała na progu szafy, pustej, jeśli nie liczyć kilku koszul Larry'ego. Poczuła zimny dreszcz. Wspaniale. Przeszukiwała mieszkanie, gdyby jednak rzeczywiście pojawił się jakiś intruz, nie miałaby się czym bronić. Chyba że wieszakiem. Rozejrzała się po sypialni. Nic. Wróciła do saloniku. Uznała, że jako broń może posłużyć tylko jeden z ciężkich, cynowych świeczników, które stały na stoliku do kawy. Wzięła świecznik i przeszła na tył domu. W tym momencie zdała sobie sprawę z drugiego błędu. Na zewnątrz panowała 148 ciemność, natomiast wnętrze domu zalewało jaskrawe światło. Jeśli ktoś czai się na nią w ogródku, widzi ją wyraźnie jak na ekranie dużego telewizora.